To już tyle lat, dokładnie 12... to wtedy doszło do tego strasznego ataku. Krwawej zemsty na Konohagakure, dokonanej przez tą bestie, Kyubiego. Pamiętam jak by to było wczoraj. Wiele rodzin straciło swych bliskich. Praktycznie każda, nawet Hyuga. To tego dnia o mało co nie zginąłem pochłonięty strasznym ogniem. Ale to nie był widocznie mój czas. Prawda, że wszystko zawdzięczam jednej osobie. Jemu, mojemu przyjacielowi. To on Fugaku Uchiha, zdołał powstrzymać śmiertelny cios wymierzony wprost we mnie. Pamiętam dzień następny, gdy udałem się do posiadłości Uchiha.
-Fugaku! Dziękuję... Gdyby nie Ty to...- przerwałem patrząc wprost na swojego wybawiciela. Miałem przed oczami mężczyznę, wysokiej postury z ciemnymi włosami. Był przywódcą swojego klanu, a także należał do Milicji Konohy, więc nic dziwnego, że budził respekt w całej wiosce.- Chciałbym Ci się odwdzięczyć za to co dla mnie zrobiłeś. Jeśli jest coś co mógłbym zrobić dla Ciebie. Mów przyjacielu, a uczynię wszystko w mojej mocy by spełnić Twoją prośbę.
-Przestań Hiashi. Też byś to dla mnie zrobił, na tym polega przyjaźń i wierność wszystkim ninja naszej wioski. Nie musisz robić, jestem szczęśliwy, że udało się uniknąć chociaż Twojej śmierci. Tak wielu straciliśmy, tak wielu nie wróciło... Ale cóż można oczekiwać, po tak źle zorganizowanym...- w tym momencie przerwał. Nie chciał dokończyć, ale widziałem, że ma żal do Hokage. Z jednej strony, wcale mu się nie dziwię.
- Więc pozostaje mi tylko ponownie podziękować Ci Fugaku. Mikoto, jak zwykle pięknie wyglądasz!- do pokoju weszła żona Fugaku. Piękna, młoda, wiecznie uśmiechnięta kobieta. Na rękach trzymała zawiniątko, a w nim był najmłodszy ich syn, Sasuke. Posiadali bowiem jeszcze jednego, pierworodnego. Itachi, 6 latek, który szybko został uznany za geniusza swojej rodziny. Wyjątkowo utalentowany, duma klanu Uchiha.
- Hiashi, cieszę się, że widzę Cię całego, po tej strasznej masakrze. Słyszałam co się stało. To straszne co nas spotkało, Czwartego i Kushinę. Była moją przyjaciółkę, a teraz nie żyją. Ale nie... Nie powinnam już o tym mówić, lepiej zapomnieć o tym jak najszybciej. Powiedz jak się czuje Twoja żona i bliźniaki?
- Dobrze, już praktycznie wróciła do formy. Cały dzień spędza z dzieciakami- odpowiedziałam zwracając się do kobiety
- To wspaniała wiadomość! Pozdrów ją ode mnie. Może zostaniesz na obiedzie?- spytała, uśmiechając się jak zwykle
-Nie, muszę wracać do domu. Czeka mnie jeszcze dzisiaj zebranie Rady, wiele spraw jest do załatwienia. Dziękuję Wam i do zobaczenia- wstałem i udałem w kierunku drzwi. Już miałem wychodzić gdy usłyszałem głos Fugaku
- Hiashi!- powiedział Uchiha, patrząc na swojego najmłodszego synka- Właściwie jest jedna rzecz którą możesz dla mnie zrobić. Powinno Cię to zainteresować, bo myślę, że będzie to korzystne zarówno dla mojej jak i Twojej rodziny...- pamiętam, że w jego oczach, które w tym momencie na mnie spojrzały, tklił się dziwny ogień. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co rodzi się w głowie tego człowieka, jak straszny plan. Ale honor nie pozwolił mi się wycofać, musiałem przyjąć jego propozycję. Nie wiedząc jeszcze jakie to będzie miało konsekwencje w przyszłości...
-Ojcze! Jesteśmy gotowi. Możemy rozpoczynać trening- przemyślenia Hiashiego przerwało wejście jego dzieci, Nejiego i Hinaty. Bliźniaki, wyjątkowo utalentowane, z których ojciec był bardzo dumny. Chociaż rzadko to pokazywał, moze po prostu nie umiał. Regularnie odbywał z nimi treningi i wtajemniczał w sekretne techniki ich klanu.
- Dobrze, więc zaczynajmy!
C.D.N